Autor Wiadomość
aaa4
PostWysłany: Pią 14:06, 12 Sty 2018    Temat postu:

Jej twarz zlagodniala nieznacznie.

-Dwanascie. Wystarczylo, by tkac, a moja poprzedniczka umarla.

Szkot sciagnal lekko usta. Usilowal ukryc zaciekawienie, lecz Snow widzial, ze slowa dziewczyny zafrapowaly go. McBride nie potrafil oprzec sie tajemnicom. Jeszcze przed wojna wloczyl sie po swiecie, czasami pisywal do gazet, czasami imal sie dorywczych zajec, zeby troche zarobic i powedrowac dalej. Snow sadzil, ze wlasnie ciekawosc sklonila Szkota do zaciagniecia sie do armii. Wtedy wielu sie wydawalo, ze wojna jest jeszcze jedna zagadka, najbardziej zajmujaca ze wszystkiego, z czym sie dotad zetkneli.

-Poprzedniczka? - powtorzyl.

Ze znuzeniem potarla czolo. Na skroni miala szeroka, sina szrame od uderzenia.

-Zawsze tak bylo. Dwanascie tkaczek z dwunastu wiosek. Gdy jedna odchodzi, jej miejsce przy krosnie zajmuje mlodsza z tej samej rodziny.

-Tkwisz przy tym kosciele od siedmiu lat, cos tam tkajac i zawodzac durne hymny? - wyrwal sie Red. - Co za marnotrawstwo! - dodal z pasja.

Snow spojrzal na niego z rozbawieniem. Dziewczyna nie byla az taka ladna, zeby jej zalowac, widywali juz znacznie bardziej urodziwe zakonniczki. Ale Felczerowi nie szlo bynajmniej o jej wdzieki, ktore bezuzytecznie wyschna i skwasnieja w klasztornych murach dla nikogo. Nie, Red zzymal sie z powodow o wiele bardziej pryncypialnych. Na studiach do szpiku kosci przesiakl nowomodnym wolnomyslicielstwem i przy kazdej okazji dzielil sie z kolegami swoimi przemysleniami. Oczywiscie doprowadzal tym Kaznodzieje do furii, ale na szczescie na glowny cel swych atakow i niewybrednych dowcipow wybral sobie kapelana, wielebnego Jonesa, grubasa o czerwonym nosie, widomym znaku zamilowania do trunkow, i wiele mowiacym przezwisku Boza Wojna. Gale rowniez go nie cierpial i od tamtej pory zawsze klal, kiedy przypominal sobie, jak na samym poczatku tej cholernej ofensywy wielebny Jones biegl na swoich krzywych nogach za drezyna pelna dzieciakow z ostatnich uzupelnien, ktore dowiedzialy sie, ze jada prosto na pierwsza linie frontu, i pokrzykiwal razno:

-Czy zamierzacie wyruszyc z naszym Przyjacielem na boza wojne? Czy wierzycie w boza wojne?

Rozsmieszyl ich wtedy: dla chlopakow z pierwszego zaciagu od dawna najlepszym przyjacielem byl karabin maszynowy Lewisa, pieszczotliwie zwany grzechotnikiem, a nie Dobry Pasterz z dzieciecych modlitw, pochylony z troska nad zablakana owca. Jeden Kaznodzieja mu odpowiedzial, spluwajac na ziemie z odraza.

-Sir, lepiej trzymaj swojego biednego Przyjaciela z daleka od tego krwawego bagna. - I wedle wiedzy Snowa byla to najsmielsza wycieczka w kierunku swietokradztwa, na jaka Gale sobie pozwolil przez ostatnie trzy lata.

Twarz dziewczyny stezala. Snow od razu odgadl, ze slowa Felczera urazily ja do zywego.

-Sami wszystko zmarnowaliscie - syknela przez zeby. - Nikt was tu nie chcial.

Red ponownie probowal sie odezwac, ale ganbanyouku
Szkot uciszyl go ruchem reki i wyjal zza pazuchy zdjecie gobelinu.

-Czy wiesz, co to jest?

Ze zloscia zacisnela wargi i tak dlugo zwlekala z odpowiedzia, ze Snow uznal juz, ze niczego wiecej z niej nie wydobeda.

-Bluznierstwo - rzekla w koncu. Szkot uniosl brwi.

-Dlaczego?

Dziewczyna podrzucila glowa.

-Sprawy tego miejsca powinny tu pozostac, a ona utkala z nich gobelin.

-Ona?

Niebieskie oczy pociemnialy.

-Odeszla stad - odparla. - Zlamala przysiege i odeszla.

-I co w tym dziwnego? - wtracil z poblazaniem Red. - Od czasu do czasu musialy sie znalezc siostrzyczki, ktore wolaly czmychnac stad, gdzie pieprz rosnie. U nas - zasmial sie rubasznie - kilka stuleci temu zdarzalo sie to calym klasztorom.

-Dwie - powiedziala dziewczyna.

W pierwszej chwili Snow nie zrozumial.

-Tylko dwie stad postanowily odejsc - wyjasnila. - Ona - wskazala palcem na zdjecie - i... ta druga.

Szkot w zamysleniu pocieral palcem papier.

-Wyglada na stary - powiedzial w koncu. - Ten gobelin.

Dziewczyna odlozyla kubek i ciasno splotla dlonie na podolku. Miala polamane paznokcie i palce poscierane do krwi, zauwazyl Snow. Walczyla z napastnikami do upadlego.

-Utkano go piecset lat temu. - Kiedy mowila, jej twarz byla zupelnie pozbawiona wyrazu. - Przekleta nic i palce, ktore go tkaly.

-Piecset lat temu? - przerwal Snow. - Zywisz uraze z manicure kabaty
powodu czegos, co wydarzylo sie piecset lat temu?

Spojrzala na niego z politowaniem.
aaa4
PostWysłany: Pią 13:42, 12 Sty 2018    Temat postu: relka

Sami wszystko zmarnowaliscie - syknela przez zeby. - Nikt was tu nie chcial.

Red ponownie probowal sie odezwac, ale Szkot uciszyl go ruchem reki i wyjal zza pazuchy zdjecie gobelinu.

-Czy wiesz, co to jest?

Ze zloscia zacisnela wargi i tak dlugo zwlekala z odpowiedzia, ze Snow uznal juz, ze niczego wiecej z niej nie wydobeda.

-Bluznierstwo - rzekla w koncu. Szkot uniosl brwi.

-Dlaczego?

Dziewczyna podrzucila glowa.
aaa4
PostWysłany: Pią 13:41, 12 Sty 2018    Temat postu:

-Sprawy tego miejsca powinny tu pozostac, a ona utkala z nich gobelin.

-Ona?

Niebieskie oczy pociemnialy.

-Odeszla stad - odparla. - Zlamala przysiege i odeszla.

-I co w tym dziwnego? - wtracil z poblazaniem Red. - Od czasu do czasu musialy sie znalezc siostrzyczki, ktore wolaly czmychnac stad, gdzie pieprz rosnie. U nas - zasmial sie rubasznie - kilka stuleci temu zdarzalo sie to calym klasztorom.

-Dwie - powiedziala dziewczyna.

W pierwszej chwili Snow nie zrozumial.

-Tylko dwie stad postanowily odejsc - wyjasnila. - Ona - wskazala palcem na zdjecie - i... ta druga.

Szkot w zamysleniu pocieral palcem papier.

-Wyglada na stary - powiedzial w koncu. - Ten gobelin.

Dziewczyna odlozyla kubek i ciasno splotla dlonie na podolku. Miala polamane paznokcie i palce poscierane do krwi, zauwazyl Snow. Walczyla z napastnikami do upadlego.

-Utkano go piecset lat temu. - Kiedy mowila, jej twarz byla zupelnie pozbawiona wyrazu. - Przekleta nic i palce, ktore go tkaly.

-Piecset lat temu? - przerwal Snow. - Zywisz uraze z powodu czegos, co wydarzylo sie piecset lat temu?

Spojrzala na niego z politowaniem.

-Uraze? Nie, tylko mowie, jak bylo, i wspolczuje - i sobie, i wam, i jej. Po ucieczce z beginazu osiadla w Brukseli. Jej maz byl mistrzem, tkal gobeliny dla ksiazat i krolow. Urodzila mu piec corek. Dla kazdej z nich utkala gobelin, choc nie miala do tego prawa. Jakis czas potem przyszla zaraza, jej piec corek umarlo, a warsztat splonal. Skradzione tajemnice nie przynosza szczescia.

Red ukradkiem pociagnal Snowa za rekaw.

-Jest w szoku - szepnal. - Powinno sie ja opatrzyc, umyc i dac odpoczac.
ubu
PostWysłany: Pon 22:06, 14 Kwi 2008    Temat postu:

Mówisz... Very Happy
KOKS
PostWysłany: Pon 21:42, 14 Kwi 2008    Temat postu:

Ja już tam nie pływam Razz Gdybym ja tam spawa puścił to pewnie musiał bym płacić za wymianę wody w basenie Razz
ubu
PostWysłany: Pon 21:41, 14 Kwi 2008    Temat postu:

Ja do wody... Bo zrobiłem to zaraz jak sie wynurzyłem...
Ale rozmieszało sie, wiec spoko...
oko
PostWysłany: Pon 21:24, 14 Kwi 2008    Temat postu:

nieee no. w ubikacji. do wody byłoby pase! Wink
KOKS
PostWysłany: Pon 21:22, 14 Kwi 2008    Temat postu:

I do wody spawa puściłeś?
ubu
PostWysłany: Pon 21:10, 14 Kwi 2008    Temat postu:

Czyli miałeś dobry trening. Zrobiłeś to w basenie.

Ja właśnie podobnie. Płynąłem Kozaka w płetwach 25 na maxa, nawrot i 25 pod wodą przy 2 próbie rzyglem.
oko
PostWysłany: Pon 20:53, 14 Kwi 2008    Temat postu:

Ja zygałem. Nic miłego. po 2x (4x 50m pod woda na maxa duże pletwy - 1 wdech można wziasc przy nawrocie) i jeszcze kiedyś ale nie pamiętam po czym. To były dobre treningi.
Dzisiaj niewiele brakowało do kolejnego a to po 3x 100m rat. man w pletwach (przerwa 3 min) baaardzo szybko ofc. Wink Wiec jak widać sprawa normalna Wink
madzinkatweety
PostWysłany: Pon 19:52, 14 Kwi 2008    Temat postu:

Ja jeszcze nie wymiotowałam po treningu ale tak jak Morficzek pisał mozliwe ze po sobocie sie to zmieni.
KOKS
PostWysłany: Pon 19:48, 14 Kwi 2008    Temat postu:

Jak to bywa na AWFie są zaliczenia sprawnościowe i właśnie ostatnio miałem na zaliczenie bieg na 400 m. Nerwy przed biegiem był jak zwykle ale jak już wystartowałem stres odszedł i liczyło sie zapieprzanie ile sił w nogach Very Happy Gdy przebiegłem linie mety i dowiedziałem się, że zaliczyłem poczułem wielka ulgę. Poszedłem do szatni pozbierałem rzeczy i ruszyłem główną drogą do innego budynku AWF. Po około 10 minutach od biegu poczułem mocne skurcze żołądka, których w ogóle nie potrafiłem kontrolować aż nagle poszła fontanna Razz Ukryłem się za jakimś krzakiem (co w centrum Katowic nie jest łatwe Razz) Jeszcze parę razy mnie naciągnęło ale po paru głębszych oddechach doszedłem w końcu do siebie Smile Jak widać w moim przypadku była to opóźniona reakcja organizmu na zmęczenie lecz bardzo nie przyjemna po przez mocne skurcze żołądka.
ubu
PostWysłany: Pon 18:41, 14 Kwi 2008    Temat postu:

KOKS napisał:
Ja żygałem po 400 metrach biegu sprintem Razz


czy możesz podzielić się z nami tym wrażeniem bardziej dokładnie?
KOKS
PostWysłany: Pon 18:39, 14 Kwi 2008    Temat postu:

Ja żygałem po 400 metrach biegu sprintem Razz
morfi
PostWysłany: Pon 14:15, 14 Kwi 2008    Temat postu:

Tylko słabi wytrzmałościowo żygają po każdym nawet największym treningu to jest moje zdanie. Nie mówie że ja taki jestem, jeszcze nie miałem okazji wymiotowac po treningu ani po większym wysiłku, może sie to zmieni po sobocie Very Happy

Powered by phpBB © 2001,2005 phpBB Group